Gdy oglądałem ten mecz, miałem niespełna 11 lat. Jednakże pamiętam go doskonale.W tym spotkaniu całym sercem byłem przy drużynie z Anglii. Nie tylko przez postać wspomnianego bramkarza z Knurowa, ale również z powodu mojej niechęci do ekipy z Mediolanu.
Początek spotkania zaserwował mi jednak swoisty strzał w pysk. Już w pierwszej minucie spotkania, po stałym fragmencie gry, strzałem głową, bramkę zdobyła legenda Milanu - Paolo Maldini.
W samej końcówce pierwszej połowy, dwa gole dla ekipy Carlo Ancellotiego zdobył Argentyńczyk Hernan Crespo. Do przerwy na tablicy widniał wynik: 3:0 dla drużyny z Włoch. W tym momencie czerwono-czarna część Mediolanu już była niemal pewna zwycięstwa swojej ekipy. Jednakże piłkarze z Liverpool'u nie zamierzali tak szybko składać broni. Ze słynną piosenką "You'll Never Walk Alone" w głowie, będącą hymnem tego zespołu zabrali się do odrabiania strat. Ta sztuka udała im się w dokładnie 15 minut. Po bramkach Gerrarda, Smicera i Alonso, doprowadzili do remisu i mecz można by powiedzieć, "rozpoczął się od nowa". Do końca regulaminowego czasu gry, wynik pozostał bez zmian. 30 minutowa dogrywka również nie zmieniła rezultatu. Dwie minuty przed jej końcem w nieprawdopodobnych okolicznościach, Jerzy Dudek obronił dwa strzały napastnika Milanu - Andrija Szewczenki.
Remis 3:3 po 120 minutach gry oznaczał konkurs "jedenastek". Był to niewątpliwie popis jednego aktora, a właściwie tancerza. Dudek, chcąc zdekoncentrować piłkarzy Milanu, zaczął tańczyć na linii bramkowej. Efekt był piorunujący - pierwszy karny wykonywany przez Serginho przestrzelony, drugi obroniony przez Dudka (strzelcem Pirlo) i finalnie, w ostatnie piątej serii, w pięknym stylu obroniona "jedenastka", którą wymierzał Szewczenko. Wszyscy kibice zespołu z Anfield Road eksplodowali z radości, natomiast wielki szok ogarnął fanów mediolańskiej ekipy, którzy nie mogli pogodzić się z faktem, że ich zespół wypuścił z rąk praktycznie wygrany finał. Po tym spotkaniu, Jerzy Dudek został okrzyknięty przez media bohaterem, a angielska prasa - będąca wcześniej sceptyczna wobec naszego rodaka, pisała o nim w samych superlatywach.
Kapitalne spotkanie, niesamowita dramaturgia, wiele pięknych akcji oraz dużo goli to przepis jaki zaserwował nam finał Ligi Mistrzów w 2005 roku. Na takie spotkania, każdy fan piłki nożnej, czeka latami.
Pozdrawiam,
Kamil Gądek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz