Pierwsza seria nie zapowiadała tego co miało nadejść w drugiej. Rekord świata nie został naruszony.
Finałowa odsłona przeszła jednak do annałów skoków narciarskich. Wielu zawodników podczas swoich prób pobijało rekordy życiowe. To na co jednak wszyscy czekali nadeszło z wielkim impetem. Najpierw rekord świata odzyskał Matti Hautamaeki skacząc aż 235,5m. Komentator TVP Włodzimierz Szaranowicz i były trener polskich skoczków Apoloniusz Tajner nie mogli uwierzyć, że można wylądować bezpiecznie przy tak niebotycznej odległości. Fin jednak nie mógł się za długo cieszyć z odzyskania rekordu, ponieważ zaraz po nim Romoeren w kapitalnym stylu uzyskał 239m wpadając w ogromny szał radości. Na belce startowej pozostali już tylko Fin Janne Ahonen i lider po pierwszej serii Roar Norweg Ljoekelsoey. Przed próbą tego pierwszego byłem pewny, że ówczesny Mistrz Świata z Oberstdorfu zaatakuje magiczną barierę 240m. Tak się stało, niestety dla skoczka z Lahti, skok zakończył się bolesnym upadkiem. Potłuczony Janne pozdrowił kibiców i godzinę później odebrał Kryształową Kulę za zwycięstwo w ogólnej klasyfikacji. Ostatni skoczek, Roar Ljoekelsoey postanowił bezpiecznie wylądować na 224 metrze kończąc zawody na 2 miejscu za nowym rekordzistą świata Bjoernem Einarem Romoerenem.
Konkurs ten od wielu lat jest uważany za jeden z najlepszych w historii. Jury zawodów odważnie ustawiło wysoko belkę, przez co zawodnicy oddawali wspaniałe, dalekie loty. Nie to co teraz, kiedy w wielu przypadkach po długim skoku bramka startowa wędruje w dół. Szkoda jednak, że w tym historycznym konkursie nasi rodacy nie odgrywali pierwszoplanowej roli. Jedyny Polak skaczący w tym konkursie -Adam Małysz, zajął 15 miejsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz